Georgia Południowa – antarktyczna odyseja na koniec świata. Magiczna kraina, gdzie rządzą pingwiny!

Jeżeli należysz do tych śmiałków, którzy rozmyślają o prawdziwej podróży życia na koniec znanego świata, to prędzej czy później pojawi się w tych wizjach słowo Antarktyda. Nie trzeba jednak wcale wyprawiać się w miejsce, gdzie temperatury spadają do minus 30 stopni i oddech zmienia się w mroźną mgiełkę. Uroki antarktycznej przyrody, typowe dla takich obszarów zwierzęta, można spotkać znacznie bliżej – na wyspie Georgii Południowej. Nasza opowieść o tym niesamowitym skrawku planety Ziemi być może ułatwi dokonanie ostatecznej decyzji o podróży, gdyż zawarliśmy poniżej przydatne informacje dla każdego turysty. Znajdą się tutaj opisy lokalnej flory i fauny, rozmaitych atrakcji do zwiedzenia, no i oczywiście sposobu w jaki można dostać się na miejsce. Innymi słowy, zapraszamy na antarktyczną odyseję na koniec świata. Do miejsca gdzie rządzą królewskie pingwiny.

Szukamy Georgii Południowej na starej mapie…

Nie bez kozery w tytule niniejszego artykułu padło sformułowanie o podróży „na koniec świata”. Interesująca nas wyspa leży bowiem na faktycznym odludziu. Starczy wspomnieć, że od najbliższych lądów (Ameryki Południowej i Antarktydy) dzieli ją, bagatela, 1400 kilometrów. Sama zaś Georgia jest w istocie prawie zupełnie bezludna.

Aby znaleźć Georgię Południową na mapie musimy spenetrować wzrokiem i palcem (póki co przynajmniej) tereny przy samym kole podbiegunowym, na południowym Atlantyku. Mamy okazję posłużyć się naprawdę starą mapą, z której korzystał być może sam odkrywca i polarnik Ernest Henry Shackleton. Jak widać, ani widu ani słychu jakichś innych lądów w pobliżu. To górzysty kawałek ziemi, długi na prawie 160 kilometrów, o powierzchni 3528 km kwadratowych, który został jakby z nieba zrzucony wprost do oceanu.

 Mapka
Stara mapa przedstawiająca Georgię Południową, źródło: https://www.historicpictoric.com/

Georgia Południowa i jej fascynująca historia

Wyspa posiada obecnie status terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii w ramach archipelagu wysp Sandwitch Płd. Posiada także niezwykle intrygującą historię…

Era wielkich odkrywców wyspy

Po raz pierwszy na horyzoncie dziejów wyspa Georgia Południowa zaistniała w wieku XVII. To był piękny kwietniowy dzień roku 1675, kiedy to londyński kupiec Anthony de la Roché zacumował w jednej z tutejszych zatoczek. Spędzić tutaj miał ponad dwa tygodnie i po powrocie do kraju poinformował swoich ziomków o niespodziewanym odkryciu na środku Oceanu Atlantyckiego. Ów Anglik nie spenetrował wówczas całości wyspy i chociaż na starych mapach z XVIII wieku funkcjonuje faktycznie nazwa „Roche” (na południe od Falkland) to znaleźć można również wielce znamienny dopisek: „nieznany ląd”.

 Roche Mapa
Mapa z 1744 roku ukazująca wyspę Roche i „nieznany ląd”, źródło: Wikipedia

XVIII wiek to czas działania wielkiego żeglarza i odkrywcy Jamesa Cook’a, tego którego podobno zjedli później ludożercy. W 1775 roku opłynął on wyspę i dokonał pierwszego oficjalnego lądowania, nadając jej imię „George” ku chwale ówczesnego króla Wielkiej Brytanii Jerzego III Hanowerskiego. Wkrótce rozpoczęła się smutna era polowania na pierwotnych mieszkańców wyspy – foki.

W wieku XIX na wyspie pojawili się niemieccy badacze. Powstała tutaj ich baza w zatoce Royal Bay, na południowo-wschodnim krańcu lądu. Naukowcy obserwowali stąd planetę Wenus i analizowali wpływ erupcji wulkanów na morskie fale.

Epoka polowania na wieloryby

To właśnie na Georgii Południowej ustalono u progu XX wieku główną bazę wypadową do polowania na wieloryby. Aż do 1965 roku działa stacja wielorybnicza założona tutaj przez Norwega Carla Antona Larsena. Główna siedziba znajdowała się w maleńkim miasteczku wielorybników – Grytviken. W pobliżu rozsianych było jeszcze kilka podobnych placówek.

O mozolnej i ciężkiej pracy wielorybników świadczy kilka zachowanych przekazów, a kilka z nich można przeczytać w istniejącym dzisiaj na wyspie muzeum. Relacje wspominały przede wszystkim o straszliwym smrodzie „gnijących oparów”, a jeden z kronikarzy nie wahał się nazwać stacji na Georgii Południowej „hurtową kostnicą gotującą wazelinę”. Faktycznie, ktokolwiek przebywał kiedyś w pobliżu zdechłego wieloryba… wie o czym mowa. Zarejestrowano, iż w 1912 roku pojawił się na pobliskiej plaży w Grytviken największy wieloryb jakiego widziano – ogromny płetwal błękitny miał mieć długość 32 metrów! Musiało być sporo przykrych zapachów…

Blue Whale: The largest animal on Earth, a filter-feeding marine mammal.
Płetwal błękitny – największe zwierzę na ziemi, licencja: shutterstock/By gihanimages

Niebezpieczna ekspedycja Ernesta Shackletona

To do dzisiaj znana w okolicy persona. Ernest Shackleton był polarnym badaczem brytyjskim, który wiosną 1916 roku utknął podczas wyprawy na Elephant Island, pokrytej lodem wyspie w archipelagu Szetlandów Południowych – 1300 kilometrów od wyspy Georgii Południowej. Na małej łódeczce z kilkoma towarzyszami ruszył po pomoc i po długim czasie przybył do brzegu zatoki King Haakon (południowa część Georgii). Udało im się dotrzeć do tamtejszej stacji wielorybniczej. To było pierwsze spotkanie Shackletona z tą wyspą, niestety drugie było znacznie mniej szczęśliwe…

To był styczeń 1922 roku, a więc sześć lat później, gdy Ernest Shackleton przybił statkiem do zatoki King Edward Cove w Południowej Georgii. Jakiś czas wcześniej przeszedł atak serca. Odmówił wtedy pomocy medycznej i teraz na dobre odczuł tego skutki. Okrętowy lekarz doradzał mu odstawienie rumu. Niestety Shackleton zmarł wkrótce na pokładzie swego statku. Pochowany został na cmentarzyku w Grytviken, po krótkim nabożeństwie w miejscowym kościółku luterańskim (stoi do dzisiaj). Do tego miejsca jeszcze wrócimy…

Georgia Południowa a wojna o Falklandy

O tym konflikcie miedzy Argentyną i Wielką Brytania napisano już setki książek, ale my skupmy się na roli, jaką w wojnie odegrała interesująca nas wyspa. W marcu 1982 roku grupa argentyńskich żołnierzy, udających zbieraczy złomu (sic!), zajęła opuszczoną stację wielorybniczą w porcie Leith na wyspie. W kwietniu wojska Argentyny zajęły również miasteczko Grytviken. Koniec końców jednak, wyspa została odbita przez Brytyjczyków kilka tygodni później, podczas akcji specjalnej pod kryptonimem „paraquet”.

W 1985 roku Georgia Południowa (i Sandwich Południowy) przestały być administrowane jako terytoria zależne Falklandów i stały się odrębnym terytorium. Dzisiaj posiadają status terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii.

South Georgia and The South Sandwich Islands flag waving in the wind
Flaga Georgii Południowej powiewa na wietrze, licencja: shutterstock/By zulkarnaenart

Przygotowanie do wyprawy, czyli jak dotrzeć na miejsce

Po wstępnym rozpoznaniu miejsca położenia i historii destynacji turystycznej można wreszcie przejść do planowania samej podróży. Z powyższego zarysu wynika niezbicie, że turysta mierzyć się będzie z nie lada wyznaniem logistycznym, dlatego właśnie odpowiednie przygotowanie to „być albo nie być” i klucz do sukcesu.

Jaką trasę wybrać?

No cóż, zazwyczaj wygląda to podobnie. Jeżeli chcemy dotrzeć do jakiegoś miejsca to po prostu bukujemy bilety na samolot, tudzież inny środek transportu i niezależnie czy czekają nas jakieś przesiadki po drodze uczy nie, w końcu docieramy na miejsce. Podróż na Georgię Południową jest nieco bardziej skomplikowana. Z pewnością startując z Europy (dowolnego jej kraju) należy najpierw dotrzeć do Argentyny – tutaj połączeń na szczęście nie brakuje. Polecić wypada linie lotnicze KLM/Air France, GOL Airlines lub Aerolineas Argentinas. W przypadku lotu z Polski na pewno będzie przynajmniej jedna przesiadka. Pierwszym celem musi być dotarcie na lotnisko w Buenos Aires (Ezeiza).

Drugi etap to przeprawienie się z Argentyny na Falklandy. Tradycyjnym sposobem jest całkiem przyjemny rejs statkiem wycieczkowym z portu Ushuaia. W optymalnych warunkach podróż taka trwa 36 godzin, ale wody tutaj bywają zwodnicze. Lepiej zażyć też jakieś proszki przeciwko chorobie morskiej… lubi mocno bujać. Z Falklandów można już łapać wycieczkę bezpośrednio na Georgię Południową. To kolejne kilka dni rejsu. Na szczęście cały czas towarzyszą turystom albatrosy i śnieżne petrele. Nie ma mowy o nudzie! Po drodze przekracza się także strefę antarktycznego frontu polarnego. Faktycznie zaczyna spadać temperatura powietrza, dostrzec też można silniejsze prądy oceaniczne.

Istnieje trasa alternatywna. Można z Europy kierować się do Chile, a stamtąd na Falklandy i dalej jak wyżej. Z Chile też można spróbować się załapać na bezpośredni rejs wycieczkowy ku Falklandom, wypływający z portu Puerto Williams

Dodajmy jeszcze, ze w ofercie biur podróży można spotkać kilku tygodniowe wycieczki, w ramach których zwiedza się Buenos Aires, Falklandy (stolica port Stanley), samą Georgię (zazwyczaj 3 dni pobytu u brzegów + eksploracja zatok), aż dociera się do samej Antarktydy. Spory event turystyczny!

Panorama, approaching Grytvigen, Perfect evening light on, the research station at King Edward Point; South Georgia
Panorama Georgii Południowej – w całej okazałości, licencja: shutterstock/By Farjanarahman

Jak się spakować na taką podróż?

Prawda jest taka, że gdyby spytać kilku polarników o pakowanie na taka wyprawę, to każdy miałby jakiś swój sprawdzony patent. Faktycznie, rejon do którego zmierzasz, to koło podbiegunowe, więc nie można zaniedbać kwestii właściwego doboru odzieży. Podstawą powinna być gruba bielizna termiczna, do tego wierzchnia warstwa polaru (spodnie i bluza) oraz jakaś kurtka wiatro i wodoszczelna. Do tego oczywiście ocieplacze – czapka, rękawiczki i dobre skarpety (kilka par naturalnie). Georgia Południowa to co prawda nie Antarktyda, a średnie temperatury roczne oscylują w okolicach zera stopni, ale zdarzyć się mogą przymrozki do minus 10. Do listy dopiszmy koniecznie dobre buty trekkingowe.

Problematyczna pozostaje sprawa noclegów. Generalnie, na wyspie Georgii Południowej nie ma hoteli, w których turyści mogliby przenocować, więc odwiedzający śpią po prostu… na pokładzie statku, który przywiózł ich na miejsce. Statek służy też zazwyczaj do przemieszczania się w inne punkty wyspy. Wszystko to wpisane jest w programy wycieczek. Samotnicy, o ile tacy się przydarzą, mogą liczyć co najwyżej na przytulenie się do jakiejś ekipy badaczy (o ile akurat tam są), bo nawet biwakowanie w dobrym namiocie może być niemożliwe – wszędzie pełno ciekawskich zwierząt. Na pewno polarnicy maja rację co do prowiantu. W takich miejscach od dawna rządzą lekkie, gotowe posiłki, zalewane wrzątkiem (tzw. liofilizaty).

I jeszcze dokumenty. Obywatele polscy podróżujący z polskim paszportem nie potrzebują wizy, aby wjechać do Argentyny i na Falklandy. Nie trzeba chyba dodawać, że paszportu raczej na wyspie Georgii Południowej pingwiny sprawdzać nie będą…

Georgia Południowa – zwiedzanie wyspy, atrakcje turystyczne

Pierwsze lądowanie nastąpi prawdopodobnie w jednym z najdalej na północ wysuniętych fiordów wyspy. Podczas rejsów wycieczkowych pasażerów dowożą na Georgię „zodiaki, czyli specjalne pontony z silnikami. Już podczas dopływania do zatoki poczujesz się jak w środku kolejnego filmu z cyklu „Jurrasic Park”. Majestatyczne skały spuszczające się wprost do oceanu i wzgórza porośnięte starymi kępami trawy. Jest tajemniczo i nieco złowrogo jakby. Nad głowami krążą jakieś wielkie ptaszydła… Tak właśnie zaczyna się Twoja przygoda na Georgii Południowej! A co można zobaczyć na tej wyspie?

Kraina pingwinów, lwów morskich i albatrosów

W tytule obiecaliśmy miejsce, w którym rządzą pingwiny i tak jest w istocie! Georgia Południowa to prawdziwy dom dla dziesięciu tysięcy ptaków we frakach. Najbardziej ukochały sobie zatokę Fortuna Bay, gdzie w pląsach na plaży i krótkich spacerach z lądu do wody (i vice versa) towarzyszą im kolonie uchatek. Takie pingwiny królewskie to całkiem spore stworzenia – wzrost dorosłych osobników sięga metra. Można na żywo obserwować ich okres godowy, polowanie na pożywienie i tylko nieco przykro, gdy na plaży znajdzie się wyjedzone przez drpaieżniki pingwinie jaja. Za to potomstwo w brązowych piórkach jest iście „słitaśne”.

Szeroki widok dużej kolonii dorosłych i młodocianych pingwinów królewskich na plaży w St Andrew's Bay, South Georgia Island, w okresie lęgowym. Światło słoneczne i bokeh.
Ogromna kolonia dorosłych i młodych pingwinów królewskich na plaży zatoki Saint Endrew, Georgia południowa, licencja: shutterstock/By indiaharris

Koniecznie trzeba wspomnieć tutaj o lwach morskich. Te dzielnie walczą o względy turystów i fotografów, ale bywają groźne w swoim okresie godowym. Powarkują nerwowo i wtedy lepiej schodzić im z drogi. Często można się natknąć na małe foczki zmykające przed lwami do wody. Wszystko z lotu ptaka obserwują monumentalne albatrosy, u których rozpiętość skrzydeł sięga lekko 3 metrów. Wcześniejsze skojarzenia z „parkiem jurajskim” chyba były słuszne…

Grytviken i stara stacja wielorybnicza

To zdecydowanie największa osada na wyspie. Największa, bo jedyna i najludniejsza, gdyż zamieszkuje ją zazwyczaj… około 30 osób. Właśnie tutaj działała stacja wielorybnicza, a turysta który wkracza do Grytviken czuje, jakby świat zatrzymał się na chwilę. Wszędzie leżą pozostałości żelaznych (rdzewiejących już) maszyn, kontenerów i sprzętu wielorybniczego. Szczególne wrażenie robią działa harpunnicze. Gdzieniegdzie, na pozostałościach wyposażenia, wylegują się leniwie foki…

Wrażenie może być nieco przygnębiające, no ale to integralna część historii wyspy. Gdy w latach 20-tych XX wieku pojawiły się samobieżne stacje wielorybnicze na okrętach, osada zaczęła stopniowo zamierać. Jeden z takich „nowocześniejszych” statków, o wdzięcznej nazwie „Petrel”, można nadal podziwiać przy brzegu. Spłonął dekady temu i wrak przycupnął na zawsze w płytkim fiordzie.

W budynku, który niegdyś zajmował szef bazy, urządzono muzeum, gdzie można zapoznać się z ciężką pracą wielorybników. Osobna ekspozycja poświęcona jest postaci i wyprawom polarnika Shackletona. W innych gablotach wystawiono jaja miejscowych zwierząt, z dominującymi wielkością jajami pingwinów królewskich. Spokojnie, to tylko rekwizyty. Nie brakuje zdjęć ze starych czasów prosperity stacji.

Miejscem wartym odwiedzenia jest mały (międzynarodowy) cmentarzyk, na którym pochowano dzielnego Ernesta Shackeltona. Jego grób stał się lokacją kultową, a do dobrych obyczajów należy wypicie nad nim drinka i skropienie alkoholem nagrobka. Tak, Ernest uwielbiał mocne trunki…

Dla odwiedzających dostępny jest też 100-letni kościółek anglikański. Drewniana konstrukcja sprzed wieku nadal pełni rolę świątyni dla miejscowych badaczy, więc zachowana jest w bardzo dobrym stanie. Co ciekawe, w pobliżu jest… urząd pocztowy, gdzie można kupić pamiątkowe suveniry lub wysłać do domu pocztówkę!

Remains of early 19th century Norwegian whaling settlement with rusting tanks, abandoned buildings and restored Lutheran church. Grytviken, South Georgia Island, South Atlantic Ocean.
Kościół luterański w Grytviken, w tle pozostałości stacji wielorybniczej z XIX wieku, Georgia Południowa, licencja: shutterstock/By indiaharris

Szlaki trekkingowe na Georgii Południowej

O ile nie ma mowy o kąpieli w oceanie, nawet najtwardsze morsy by zwątpiły, to wyspa stanowi raj dla miłośników trekkingu. Nie brakuje tutaj starych lodowców i gór wznoszących się na wysokość 3000 metrów n.p.m. To właśnie tutaj przydadzą się dobre buty!

Popularnością cieszy się szlak Shackletona prowadzący z zatoki King Haakon Bay (tutaj miał wylądować) pod wzniesienie Mount Paget (2915 m n.p.m.). Taka wyprawa to trzy dni mozolnej wspinaczki, wędrówki przez szczeliny lodowców i plaże z czarnym piaskiem. Wszystko obserwują oczywiście niezliczone pingwiny i foki, które odgrywają rolę lokalnych cheerleaderek. Podążanie śladami słynnego odkrywcy nie jest wcale łatwym zadaniem. Nagrodą są niesamowite widoki. Na szczęście w okolicy jest sporo innych tras, znacznie łagodniejszych i odpowiednich dla mniej wprawionych wędrowców.

Wyprawa na Georgię Południową – kiedy jechać?

Znawcy tematu twierdzą, że najlepsze okienko do takiej wyprawy to okres między październikiem, a początkiem kwietnia. Z jednym zastrzeżeniem. Od końca listopada do początku stycznia może być trochę niebezpiecznie. Dlaczego? Wszystko zrzucić trzeba na naturę, a właściwie cykl biologiczny. W tym okresie tamtejsze lwy morskie przechodzą intensywny okres godowy. Mogą się zatem okazać niezwykle agresywne i wcale nie musi się skończyć na poszczekiwaniu (warczą i poszczekują niemalże jak psy).

Koniec końców, odyseja na koniec świata rządzi się własnymi prawami. Zanurzenie się w budzącej podziw, dramatycznej dziczy regionu Antarktyki to spore wyzwanie. Ale może stać się także największą przygodą życia! Tak jak dla tych surfujących pingwinów…

South Georgia Island, St. Andrews Bay. King penguins surf and bath at waters edge.
Surfujące pingwiny królewskie w zatoce St. Andrews, Georgia Południowa, licencja: shutterstock/By Danita+Delimont
Poprzedni

Czy Nuuk zwala z nóg? Wycieczka turystyczna do stolicy Grenlandii

Wycieczka do Wielkiego Kanionu – naturalnego cudu świata

Następny

Dodaj komentarz